Ze
łzami w oczach przyglądasz się jak ciało Ingrid bezwładnie upada na asfaltową
powierzchnie, tuż przed maską samochodu. Łapiesz oddech, biegnąc ile sił w Jej
kierunku, bezwładnie upadając obok Jej ciała.
-Nie
zasypiaj.
Powtarzasz,
nerwowo podnosząc Ją i przytulając do swojej piersi. Jednak zero reakcji z Jej
strony. Zero krzywego uśmiechu czy słów. Cisza. Głucha i pusta, działająca na
Ciebie irytująco. Przełykasz ślinę, składając przelotny pocałunek w Jej
włosach, odgarniając niesforne kosmyki z twarzy. Z otępieniem wpatrujesz się w
strużek krwi, spływający bezwładnie po Jej skroni, wplatając się w twoje smukłe
palce.
-Obudź
się, proszę.
Dyszysz
do Jej ucha, powstrzymując łzy, które wciąż tliły się w kącikach oczu. Wtulasz
w Jej włosy swoją twarzy, przymykając powieki.
-Okłamałeś
Mnie.
Wychrypuje
słabo, na co Ty momentalnie znajdujesz się z Nią twarzą w twarz. Wpatruje się w
Ciebie ze zmrużonymi oczami, ale nawet wtedy czujesz ten pogardliwy wzrok,
który paraliżuje twoje ciało.
-Przepraszam.
Przepraszam!
Powtarzasz
nerwowo, na co Ona kręci tylko głową, z trudem przełykając ślinę. Później
tracisz już świadomość, gdy grupka ludzi w żarówiastych, czerwonych strojach
odsuwa Cię od Niej. Chcesz się wyrwać, ale uścisk wokół twoich ramion jest zbyt
silny. Twoje ciało wygina się tylko łagodnie do przodu, nieobecnym wzrokiem
wpatrując się w działania mężczyzn.
Wyrywasz
się z uścisku, odchodząc na niewielką odległość, zajmując miejsce na
krawężniku, twarz skrywając bezwładnie w rękach. Ciężko oddychasz, wyrzucając z
siebie w myślach każde z błędów jakie zdołałeś popełnić w swoim życiu.
Ironiczne , że jednym , którego żałujesz jest te cholerny zakłada, reszta jakby
nie robi na Tobie większego wrażenia.
-Stefan.
Podnosisz
spanikowane spojrzenie znad asfaltowej jezdni, wbijając je w twarzy Sophie,
która łagodnie przysłania Ci widok na miejsce, w którym zostawiłeś In.
Podnosisz się jak oparzony z ziemi, biegnąc ile sił w tamtym kierunku ,
zaszklonym wzrokiem rozglądając się wokół siebie, gdzie nie było śladu po ciele
dziewczyny.
-Pogotowie
Ją zabrało.
Brunetka
mówi szybko, gdy dostrzega strach w twoich oczach i każdym , wykonywanym geście.
Byłeś ,aż tak mocno zagłuszony wyrzutami sumienia, że nawet nie usłyszałeś
dźwięku odjeżdżającej karetki. Wzdychasz ciężko, przeczesując dłonią włosy,
wzrokiem pełnym ulgi, spoglądając na dziewczynę.
-Do
którego szpitala Ją zabrali?
Pytasz
przez łzy, przygryzając delikatnie wewnętrzną skórę policzków. Dziewczyna dość
szybko podaje Ci nazwę instytucji, ostrzegając, że wybiera się tam razem z
Tobą. Kiwasz bezwładnie głową, biegnąc ile sił w stronę swojego samochodu, z
piskiem opon ruszając z parkingu, mimo uszu puszczając słowa dziewczyny o
nagłej śmierci. Może tak było by lepiej?
*
Wbiegasz
na szpitalny korytarz, nie potrafiąc się w nim całkowicie odnaleźć. Dziękujesz
w duchu Sophie, że zmienia kierunku twojego ciała, które bezwładnie odbija się
od ścian budynku.
-Ingrid
Fischer.
Rzuca
pośpiesznie kobiecie w średnim wieku, siedzącej za drewnianym blacie. Kiwasz
bezwładnie głową, uderzając dłonią po drewnianym meblu, powodując grymas
niezadowolenia na twarzy recepcjonistki.
-Sala
201, ale proszę tam nie wchodzić. Zresztą pacjentki i tak ta nie ma, jest na
sali operacyjnej.
Mówi
gorzko, zatrzaskując zeszyt, dłonią wskazując na długi korytarz. Przełykasz
ślinę, niepewnie stawiając za dziewczyną kroki. Słyszysz ile bólu odbija się od
ścian budynku, wpadając brutalnie w twój układ słuchowy. Wolałbyś sam tutaj
leżeć, żeby tylko oszczędzić tego uczucia Ingrid.
-Usiądź
tutaj, a Ja pójdę po coś do picia. Mocna kawa chyba dobrze Nam obu zrobi.
Kiwasz
głową, a dziewczyna dość szybko znika z pola twojego widzenia, tym samym
zostawiając Cię samego na korytarzu, od którego odbijały się głuche dźwięki,
dochodzące z oddali. Dźwięk łagodnie przepalającej się w lampie żarówki i twój
ciężki oddech.
Z
myśli wyrywa Cię dźwięk męskiego głosu. Podnosisz się pośpiesznie z miejsca,
dostrzegając ciało swojej dziewczyny na szpitalnym łóżku, nieprzytomną.
-Przepraszam.
Szepczesz
ze łzami w oczach, obserwując rany na Jej policzkach, przecięta brew i wargę.
Po chwili mężczyźni układają łóżko przy ścianie sali , pozostawiając Cię w niej
sam na sam z dziewczyną. Spoglądasz ostatni raz na drzwi , które się zamykają,
zabierając z przeciwnej strony pomieszczenia taboret, zajmując na nim miejsce
tuż przy łóżku dziewczyny.
Zabierasz
z materiału prześcieradła Jej dłoń, przytulając do swojego policzka,
przymykając delikatnie oczy.
-Na
początku nie byłem ideałem, ale dla Ciebie chciałem się zmienić. Z biegiem
czasu rozumiałem, że takie życie nie ma sensu.
Twój
głos przerywa tylko rytmiczne pikanie aparatury. Przełykasz ślinę z trudem
spoglądając na bandaże na Jej twarzy i uczucie, że to wszystko przez Ciebie.
Czujesz
nagle mocne szarpnięcie, a twoje powieki automatycznie się otwierają, z
nadzieją obserwując , wybudzającą się ze snu , dziewczynę.
-Strasznie
tutaj duszno.
Wychrypuje
słabo, odciągając ze swojej szyi skrawek materiału koszuli, krzywiąc się.
Wybiegasz pośpiesznie z pomieszczenie, z nadzieją szukając kogoś, kto Jej
pomoże. Gdy na twojej drodze pojawia się
znajoma postura lekarza, łapiesz Go po ramię, zdawkowo wyjaśniając co się
dzieje, biegnąc ile sił w kierunku sali.
Mężczyzna
pośpiesznie Cię wyprzedza, nerwowo zerkając na każde z monitorów, nakładając na
usta i nos maskę tlenowa, na co Ciało in, łagodnie się uspokaja, aż wreszcie
spokojnie spoczywa na materacu szpitalnego łóżka.
-Co
z Nią?
Pytasz
łamiącym się głosem, ocierając podbródek dłonią, wzrokiem błądząc pośród dwoma różnymi
widokami, czując jak serce pęka na pół.
Później
zostajecie sami. Ty pogrążony we własnych myślach, a Ona we śnie. Sen zdawał
się nadawać Jej ukojenia. Rysy twarzy już nie były takie napięte , a ciało rozluźnione
spoczywało na bladej pościeli. Przymykasz oczy, opierając się plecami o ścianę,
sam nie wiedząc kiedy, zasypiasz.
*
Ból.
Tępy, przedzierający się przez twój bok, powodując jęk wydobywający się
brutalnie z twoich ust, ale równie szybko do nich wracając, tak samo jak wilgoć
ciepłego oddechu. Otwierasz łapczywie oczy, wiedząc już dlaczego. Przeźroczysta
maska spoczywała na twoich ustach, pomagając tym samym na swobodną wymianę
tlenu. Zsuwasz ją łagodnie, obserwując zamglonym spojrzeniem, pomieszczenie. Oddychasz
ciężko, krzywiąc się, gdy ból coraz mocniej przybiera na sile. Zginasz się w
pół, a twoja głowa spoczywa na niewysokiej wysokości, a niesforne kosmyki
włosów odbijają się w pustej przestrzeni.
-Ingrid.
Krzyczy
z troską, podbijając do Ciebie, pomagając tym samym ułożyć się na miękkiej
poduszce.
-Zostaw
Mnie.
Bełkoczesz,
wyrywając się czym upadasz bezwładnie, podciągając nogi do brzucha, krzywiąc
się z bólu, który właśnie przeżywa swoje apogeum.
-Boli.
Dyszysz,
ciężko oddychając, ze łzami w oczach wpatrując się w chłopaka, który z paniką
obserwuje otaczającą rzeczywistość, po chwili zostawiając Cię samą, jednak nie
na długo.
-Co
się dzieje?
Pyta
z obawą mężczyzna w białym ubraniu, sprawdzając każde z urządzeń i kabelków,
które prowadziły do twojej dłoni. Nie wiesz co się dzieje, dlatego kręcisz
łagodnie głową, łapiąc oddech, czując się jakbyś traciła ostatni kontakt z rzeczywistością.
Łapiesz chłopaka za dłoń, lekceważąc całkowicie obecność mężczyzny. Oblizujesz zaschnięte
wargi, cicho wychrypując:
-Kocham
Cię.
A
później twoje oczy się zamykają…,już na zawsze.
*
Nie
wierzyłeś, że kiedykolwiek się tutaj pojawisz, by opłakiwać odejście osoby dla
siebie bardzo ważnej. Osoby, która jeszcze do niedawana była przy Tobie. Z
którą rozmawiałeś, przytulałeś i całowałeś. To dla Ciebie wciąż nieprawdopodobne.
Zaciskasz
swoje dłonie coraz szczelniej wokół hebanowych orchidee, pociągając nosem, mimo
wszytko nie odczuwając ich charakterystycznego zapachu. Oblizujesz zaschnięte
wargi, wypuszczając je ze swoich rąk, tak, że upadają bezwładnie na płytę
nagrobka, pośród innych wiązanek i zniczy, które płoną nadają temu miejscu
odrobinę ciepła.
Opuszkami
palców odciągasz od swojej szyi materiał krawata , rozwiązując go i odrzucając w
bok. Nie liczą się nawet dla Ciebie łzy, które pojedynczo spływają po
policzkach. Trudno jest Ci wydusić jakie kolwiek słowo, chociaż tak wiele
ciśnie się ich na twój język.
-Mam
powiedzieć : żegnaj ?
Mówisz
niedowierzając, że pozwoliłeś sobie na te słowa. Odwracasz głowę, uśmiechając się
ironicznie, na zastałe zjawisko. Dawny Stefan nigdy nie wysiliłby się na łzy. Ocierasz opuszkami palców kąciki ust, które
delikatnie zasychają.
-Ideałem
nigdy nie mogłem się nazwać, ale…
Na
chwile panuje wokoło cisza, a twój wzrok wbija się w fotografię dziewczyny.
-…ale
kochałem Cię naprawdę !
Dodajesz,
a chłodny wiatr uderza w Ciebie od tyłu, mierzwiąc woje włosy, podciągając do
góry materiał marynarki, że mimowolnie czujesz dotyk dziewczyny na sobie.
Od autorki:
Przepraszam
za takie zakończenie, ale nie mogłam inaczej. Z każdym, nowym rozdziałem coraz
gorzej pisało Mi się ta historię, dlatego pomyślałam, że lepiej już zakończyć,
niż pisać bezsensowną historię, która z czasem nie będzie miała już sensu.
Z
góry przepraszam te osoby, które zawiodłam, ale też dziękuje każdej osobie,
która przeczytała tą historię. Która chciała zagłębić się w perypetie Ingrid i
Stefana. DZIĘKUJĘ i mówię do zobaczenia na moich pozostałych opowiadaniach :